Krystyna urodziła się około 5 lat temu na ogródkach działkowych. Na początku nie dawała się dotknąć, ale z biegiem lat i karmieniem zauważyła, że głaskam inne koty i się odważyła.
Zawsze mi wiernie towarzyszyła. Gdy za bardzo się spoufaliłam dostawałam po łapach.
Pewnego dnia zniknęła na 3 dni, gdy wróciła zmroziło mnie. Była pogryziona i cuchnęła rozkładajacym się ciałem. Miała na buźce dwa wielkie ropnie. Przez jeden z nich widać było zęby. Zaczęła się walka o jej zdrowie. Trwała bardzo długo. W międzyczasie okazało się Krystyna ma stare złamanie żuchwy z przemieszczeniem. Z tego powodu czasami trzyma języczek na wierzchu.
Nie jest milusińska, ale bardzo lubi się bawić miotełkami, potrafi robić ósemki wokół nóg. Nie lubi ręki wyciągniętej w stronę pyszczka, ale jak zaczynam ją głaskać od strony dupki, to głaskaniu nie ma końca. Wtedy można ją glaskać nawet pod bródką.
W szpitaliku była tak zestresowana, że przy próbie podawania zastrzyków sikała pod siebie. U mnie w altance działkowej sama podawałam jej zastrzyki. Teraz biorę ją nawet na ręce a ona uwielbia być głaskana od czubka głowy po ogon.
Zdrowotnie wszystko jest w porządku. Jest wykastrowana. Testy FIV i FeLV negatywne, jest odrobaczona.
Szukam jej domu gdzie nie będzie wymagań względem niej, bez małych dzieci z osiatkowanymi oknami użytkowymi, bez psów. W tej chwili mieszka z jednym młodszym kocurkiem i poukładała sobie z nim relacje i nawet się z nim bawi. Przebywa w tej chwili w okolicach Częstochowy.